Wiele rozmawiamy o tym, co robić, żeby rozwijać kompetencję międzykulturową naszą, zespołów i liderów. Pojawia się pytanie, czy trzeba czekać aż do momentu zostania objętym przez dział HR, żeby pracować nad swoją kompetencją międzykulturową.
Dzisiaj przynoszę Wam temat, który wykracza poza ścisłe ramy naszej aktywności zawodowej. Moja gościni, Małgorzata Miętkiewicz opowie o tym, jak kompetencję międzykulturową można łapać, chwytać, nią nasiąkać i ją rozwijać już od znacznie młodszych lat.
Małgorzata Miętkiewicz jest psycholożką i filolożką. Od ponad 10 lat pracuje w środowisku międzynarodowym, korporacyjnym, w dziale HR. Ma doświadczenie we współpracy międzynarodowej: prowadzi międzynarodowe zespoły i projekty. Obecnie pracuje na stanowisku globalnej menadżerki HR i opiekuje się w organizacji takimi aspektami jak kwestia talentów czy kultury organizacyjnej. Oprócz tego jest też trenerką międzykulturową współpracującą z firmą ETTA.
Czego dowiesz się z tego odcinka:
- Jak można zacząć kontakty międzykulturowe
- Czym różni się międzynarodowy program edukacji od polskiego
- Co pomaga w poradzeniu sobie z szokiem kulturowym
- Czego uczą kontakty z innymi kulturami
- Wyjazdy zagraniczne z organizacji – na co zwrócić uwagę
- Gdzie szukać kontaktów międzykulturowych w Polsce
- Dlaczego kompetencja międzykulturowa jest taka ważna
- Jak rozwijać kompetencję międzykulturową
Gdy będziesz słuchać tego odcinka, pomyśl o osobie, która też wysłuchałaby go z korzyścią dla siebie lub swojego zespołu i podziel się linkiem do nagrania.
Podziel się swoimi przemyśleniami – tutaj na portalu, lub na naszym profilu na LinkedIn.
Zapraszam Cię do zapisania się na newsletter i obserwowania profilu na LinkedIn. Subskrybuj też kanał O Krok Do Przodu na wybranej platformie i dziel się ze znajomymi.
Materiały i źródła wymienione w odcinku
- Małgorzata Miętkiewicz w ETTA
- UWC (United World Colleges)
- UWC Polska
- Podcast OKDP 069: Jak rozwija się kompetencja międzykulturowa? Model DMIS
- Podcast OKDP 004: Kompetencja międzykulturowa
- Podcast ASA 008: How to Make Friends with the Danes
Jak można zacząć
Jak sięgam pamięcią wstecz, to myślę, że takim zdecydowanie definiującym mnie doświadczeniem było doświadczenie nauki w międzynarodowym liceum, w międzynarodowym koledżu, do którego wyjechałam po pierwszej klasie polskiego liceum, w wieku 17 lat. To było stypendium przyznawane przez organizację, która nazywa się Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata, United World Colleges. To organizacja międzynarodowa, która umożliwia licealistom takie pierwsze wyjazdy zagraniczne i pierwsze na taką skalę kontakty międzykulturowe. Dzięki tej organizacji masz szansę uczyć się w jednej z kilkunastu szkół. Placówki są obecnie w 18 krajach na 4 kontynentach. I tam naprawdę uczysz się z ludźmi z całego świata.
Na przykład w moim koledżu położonym w Kostaryce na dawnej plantacji kawy było nas około 200 osób z 90 krajów świata. Więc na takim małym kampusie miałam doświadczenie takiego życia w miniaturowym świecie, gdzie spotykały się najróżniejsze kultury, religie, przenikały się różne języki. To było niesamowite doświadczenie w tak młodym wieku.
Ciekawość jako siła napędowa
Pchała mnie ciekawość. Ciekawość zbierania doświadczeń, gotowość do opuszczenia gniazda rodzinnego, eksplorowania świata. Ja już na tamtym etapie uczyłam się kilku języków obcych. W naturalny sposób te języki obce i komunikacja kojarzyły mi się z dialogiem międzykulturowym, z wchodzeniem w interakcje z reprezentantami różnych narodowości. Chciałam te swoje języki wykorzystywać w praktyce. Tak też się złożyło, że znałam już wtedy hiszpański, w związku z czym decyzja o Kostaryce przez komisję stypendialną była łatwiejsza i logiczna. Jak zakładano, ten język ułatwił mi adaptację kulturową i lingwistyczną do nowego środowiska.
Dzisiaj nasza rozmowa jest przyczynkiem do zastanawiania się nad kompetencją międzykulturową i tym, jak ją rozwijać. Ja od razu widzę jeden taki znaczący czynnik: ciekawość. Wydaje mi się, że ona jest tą siłą napędową wielu osób.
Czym różni się międzynarodowy program od polskiego
Porównując licealny program matury międzynarodowej do polskiego systemu nauczania na poziomie szkoły średniej, widzę, że to było zupełnie inne spojrzenie na naukę. To była nauka bardziej metodą projektową. Było tam też trochę pracy indywidualnej, oczywiście. Ale jednak uczono nas bardziej w sposób problemowy. Uczono nas krytycznego myślenia, docierania do źródeł, porównywania wiarygodności tych źródeł.
Na przykład historia wyglądała tak, że mieliśmy nauczanie blokowe. Patrzyliśmy na jakiś problem z lotu ptaka, przykładowo dyktatury XX wieku. Przekrojowo analizowaliśmy sobie różne systemy dyktatorskie, totalitarne, a później porównywaliśmy, co wspólnego miały ze sobą. Albo co się działo w XX wieku na świecie w tym samym czasie, ale na różnych kontynentach. Jakie tutaj podobieństwa i różnice można z tego wyłuskać. To było spojrzenie bardziej globalne.
W ogóle w szkołach IB uczy się historii dopiero od XIX wieku, czyli patrzy się na ostatnie 200 lat tego, co się działo na świecie. Nauczanie jest bardziej blokowe, tematyczne. Bardzo dużo się czyta, bardzo dużo się dyskutuje. Czyli na przykład na zajęciach historii mieliśmy zadane 70 stron książki po angielsku. Później przychodziliśmy, dyskutowaliśmy na zajęciach. Jakieś eseje, za i przeciw, szukanie podobieństw i różnic, zderzanie różnych punktów widzenia, sztuka argumentacji, przekonywania. Jeśli chodzi o nauki przyrodnicze, to było bardzo naukowe, metodyczne podejście do prowadzenia i opisywania badań. Także to był zdecydowanie inny rodzaj nauki niż w Polsce.
Było też dużo interakcji z innymi, w rozmowie i w przygotowywaniu projektów grupowych. Na pewno nie była to nauka na pamięć! Odwykłam przez dwa lata od kucia na blachę, więc później jak wróciłam na studia do Polski, to przez pierwszy semestr miałam wyzwanie, żeby znowu się przestawić na ten tryb, że zdecydowanie więcej się przyswaja metodą pamięciową.
To jest następny element, który nas zabiera do tego funkcjonowania w wielonarodowym świecie: łączenie kropek, czasami nieoczywistości, czasami łączenie czegoś, co wydaje się przeciwieństwem albo nie należy do procedury.
Holistyczny program
Program matury międzynarodowej bardzo otwiera głowę i jest zdecydowanie bardziej holistyczny. Na maturze zdaje się obowiązkowo sześć przedmiotów, każdy z innego bloku. Czyli ja, zdeklarowana humanistka, od matematyki tam nie uciekłam, od nauk przyrodniczych też nie. Jest to bardzo integralne, całościowe podejście do nauczania.
Oprócz tego, to co jeszcze jest filarem nauczania w szkołach Zjednoczonego Świata, to jest bardzo duże nastawienie na aktywność młodzieży, na wolontariat, na służbę lokalnej społeczności. My wspieraliśmy i domy dziecka, i różne organizacje charytatywne, i akcje humanitarne. Byliśmy przez tydzień w Gwatemali na tzw. Project Week i pracowaliśmy z miejscową ludnością.
Chodzi o to, żeby człowieka otworzyć, uwrażliwić na świat, na drugą osobę, uczyć go nieść pomoc. W tych szkołach uczy się nas dialogu kulturowego, tolerancji i takiego bycia świadomym, globalnym obywatelem, ale też takim, który będzie potrafił być liderem swojej lokalnej społeczności, który będzie potrafił też pozytywną zmianę tworzyć wokół siebie i być inspiracją dla osób w swoim bezpośrednim otoczeniu. Ta szkoła bardzo dużo mi dała.
Szok kulturowy
Było to dosyć intensywne doświadczenie. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że jestem na drugim końcu świata z kolegami, koleżankami z tak wielu innych krajów. Z drugiej strony oczywiście też uderzyła mnie ta odmienność. Począwszy od tego, że nasz kampus był usytuowany na przepięknej, zielonej, dawnej plantacji kawy i dookoła biegały iguany, skorpiony też nie były czymś rzadkim. Szokujące było to egzotyczne środowisko naturalne, które mnie otaczało.
Z drugiej strony mam też takie własne doświadczenie i taką obserwację, że wielu uczniów zaczynało wchodzenie w te interakcje kulturowe tak bezpiecznie, od znanych sobie czy bliskich sobie kręgów kulturowych, czyli np. uczniowie ze Skandynawii trzymali się we własnym gronie. Słowianie też trzymali się razem, czy Latynosi też razem. Jednak ta bliskość kulturowa, językowa zachęcała do tego, żeby najpierw eksplorować w takim bezpiecznym dla siebie otoczeniu, a potem coraz śmielej, coraz bardziej otwarcie wychodzić do innych.
Mam też taką obserwację, że bardzo pomogła popkultura.
Wiem, że czasami dużo się narzeka na popkulturę, na kulturę komercyjną, ale ona była takim ciekawym spoiwem. Okazywało się, że jesteśmy tak różnorodni, pochodzimy z tak różnych zakątków świata, ale np. znamy podobne amerykańskie filmy, wychowywaliśmy się na podobnej muzyce, czy amerykańskiej, czy anglosaskiej. Generalnie ta popkultura potrafiła przełamać lody, dać taki pretekst do pierwszych interakcji międzykulturowych.
To, z czym się spotkałam i co odczułam na własnej skórze, to jest to, że początkowo przy tym doświadczeniu emigracji, tęsknoty, nostalgii za krajem, postawy patriotyczne się wręcz radykalizują w pewnym momencie. Idealizuje się swój kraj pochodzenia i wychowania. Czasem nawet myśli się o nim z taką nostalgią czy z taką nutką wyższości, że w Polsce to było tak, a nasza kultura to tak, a nasza kuchnia to tak.
Z tej tęsknoty i odległości czasami też wychodzą refleksje czy emocje.
Życie w dualizmie
Ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć, to jest też to, że doświadczenie wyjazdu w wieku 17 lat po raz pierwszy skonfrontowało mnie z życiem w dualizmie. To znaczy dopóty byłam w Polsce to znałam jedno życie, cały czas byłam w otoczeniu jednej paczki znajomych, byłam w jednej miejscowości, uczyłam się w konkretnej szkole, znałam powiedzmy jedne realia. Odkąd wyjechałam, to już zaczęło się takie życie na dwa światy i takie życie w rozkroku. To znaczy jak byłam w Kostaryce, to tęskniłam za Polską, jak byłam w Polsce to myślałam, jak fajnie byłoby mieć koleżanki i kolegów z Kostaryki, czy jakieś elementy tej kostarykańskiej rzeczywistości.
Myślę, że to jest takie doświadczenie, pod które może się podpiąć niemalże każda osoba, która mieszkała kiedyś za granicą. Fajnie by było złożyć to razem i stworzyć to, co najlepsze z tych dwóch światów, a jednak odkrywamy, że zawsze za kimś lub za czymś tęsknimy w nieunikniony sposób, że zawsze nam czegoś brakuje i będąc w jednym miejscu nie możesz być w drugim. Myślę, że to była taka dosyć mocna refleksja i takie zderzenie z sytuacją wyrwania z tego pierwotnego środowiska i radzenia sobie w zupełnie innej rzeczywistości, w innym kontekście.
Wydaje mi się, że ta rosnąca kompetencja międzykulturowa daje dokładnie to, czyli ostatecznie zrozumienie, że jest więcej niż jeden punkt widzenia. Nie można tego chyba dowiedzieć się inaczej niż rzeczywiście doświadczając.
Czerpanie z doświadczeń
Myślę, że wciąż wracam co tamtych doświadczeń i wciąż zdarza mi się z nich czerpać. Chociażby taki prosty przykład. W obecnej firmie, w której pracuję, prowadzę bardzo międzynarodowy zespół. O dziwo też jedna z osób, które do mnie raportują jest z Kostaryki. Świat jest naprawdę mały i dużo jest zbiegów okoliczności! Okazuje się, że jedno z biur mojej obecnej firmy mieści się właśnie w Kostaryce, dosłownie 5 czy 10 kilometrów od miejsca, w którym mieszkałam i chodziłam do szkoły w liceum. Oczywiście ta firma tam wtedy nie istniała. To są wszystko już powiedzmy późniejsze czasy, ale to jest niesamowite.
Kultura kostarykańska, czy szerzej latynoska jest obecna w mojej obecnej pracy. Współpracuję z kolegami i koleżankami stamtąd, więc i znajomość języka, i znajomość kultury, obyczajów, tych miejsc, ułatwia interakcję, pozwala znaleźć wspólną płaszczyznę, pozwala mi lepiej wczuć się w tych ludzi, w ich sytuacje, w ich realia życia, bo znam je, bo byłam tam, doświadczyłam tego samego. Jest to zawsze też taki przyjemny, wdzięczny temat do small talków, do jakiegoś przełamywania lodów, do nawiązywania relacji. Myślę, że mają takie poczucie, że jestem im w jakiś sposób bliższa. I ja też, tak jak mówię, staram się lepiej rozumieć osoby stamtąd, z którymi współpracuję.
Wpływ doświadczeń na życiowe wybory
Jak patrzę wstecz na to doświadczenie licealne, to widzę jak bardzo ono utorowało dalszą ścieżkę akademicką i zawodową. Później wiele wyborów, wiele decyzji to już była konsekwencja czy pokłosie tego, że właśnie byłam w Kostaryce, że byłam otoczona tym środowiskiem międzynarodowym, wielokulturowym. Dzięki temu zdecydowałam się na studia psychologiczne. Wcześniej chciałam studiować prawo, dostałam się zresztą też na prawo, ale stwierdziłam, że to prawo w systemie polskim nie przyda mi się, gdybym chciała po studiach wyjechać ponownie za granicę, a psychologia wydawała mi się na tyle szeroka, ciekawa, uniwersalna, wpisywała się też w taką moją potrzebę zrozumienia natury człowieka. I zdecydowanie był to strzał w dziesiątkę.
Potem w ramach psychologii realizowałam ścieżkę psychologia organizacji i pracy, więc typowo pod pracę w rekrutacji, w szkoleniach, w biznesie szeroko pojętym, ale na przykład pracę magisterską i szereg przedmiotów, które realizowałam w ramach psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, to były przedmioty związane z psychologią międzykulturową. Zaliczyłam szereg kursów z tego tematu, bo cały czas to zainteresowanie wątkami wielokulturowymi, próby docieczenia, zrozumienia, to cały czas gdzieś we mnie było.
Pracę magisterską też pisałam z psychologii międzykulturowej. Później zaczęły się szkolenia z komunikacji, kompetencji i współpracy międzykulturowej, międzynarodowej. Także tutaj widzę jak pięknie i logicznie się te wszystkie doświadczenia zintegrowały, powiązały, żebym mogła wykorzystywać i psychologię, i języki, i kontakty międzynarodowe.
Badania o wpływie migracji
Harvard Business Review zrobiło badania, z których wynika, że osoby, które spędziły jakąś część życia, może parę miesięcy albo rok za granicą, w efekcie częściej znajdują rozwiązania trudnych sytuacji. Ich rozwiązania potrafią być bardziej niestandardowe, bardziej kreatywne. Myślę, że nauczyły się łączyć kropki.
Wyjazdy zagraniczne z organizacji
Często, kiedy wysyłamy kogoś na international placement do roli menadżerskiej, czasami do roli specjalistycznej, pokładamy duże nadzieje w tej osobie. Często te osoby przechodzą przez jakiś taki kocioł weryfikacyjny. Między innymi czasami realizujemy wtedy diagnozy narzędziem Intercultural Readiness Check. Duże nadzieje pokłada się w tej konkretnej osobie.
Ale wydaje mi się, że o ile to podejście jest słuszne, to jednocześnie jest nie całkiem kompletne, bo ta osoba nie jedzie tam sama, będzie funkcjonować w jakimś konkretnym otoczeniu, w otoczeniu konkretnych ludzi. My także z organizacji macierzystej będziemy lub nie będziemy oferować jej jakieś wsparcie.
Co pomaga podczas wyjazdów zagranicznych?
Przydatne w trakcie wyjazdu
Co nam pomagało? Jeśli chodzi o sam pobyt na miejscu w Kostaryce, to byliśmy otoczeni wspaniałymi nauczycielami. Mieliśmy na kampusie psychologów, którzy dbali o nas pod kątem emocjonalnym. Myślę, że wielką wartością było też to, że my od tych różnic kulturowych nie uciekaliśmy. My się z nimi konfrontowaliśmy, otwarcie o nich mówiliśmy, z dużym szacunkiem, z dużą ciekawością, żeby poznać nowe drogi, poznać inne perspektywy. Mieliśmy warsztaty, zajęcia, pogadanki na temat różnic międzykulturowych. Także temat cały czas był na tapecie.
Użyłam słowa konfrontowaliśmy się, ale to nie była konfrontacja w takim bardzo walecznym, agresywnym rozumieniu, tylko konfrontacja na zasadzie niewstydzenia się tego, że te różnice istnieją, nie zamiatania tego tematu pod dywan, tylko tłumaczenia sobie nawzajem co wnoszą nasze kultury, jak w naszych kulturach podchodzi się do różnych kwestii. My sami ze sobą o tym rozmawialiśmy. Niektóre z tych rozmów były inspirowane poprzez warsztaty czy aktywności, które nam organizowali nauczyciele, ale wiele z tych rozmów było spontanicznych.
Myślę, że w tym wieku otwartość i ciekawość popychają do tego, żeby po prostu dzielić się na bieżąco tym, co nam przychodzi do głowy. To był nieodłączny element życia na takim międzynarodowym kampusie.
Przydatne przed wyjazdem
To, co mi pomogło w przygotowaniu do samego wyjazdu, to oczywiście szukanie źródeł, informacji, poradników o samym kraju, o jego historii, geografii, ale też o obyczajach, o kulturze. Chciałam zrozumieć co ukształtowało ten kraj i jego mieszkańców. Wiadomo, że w ramach Ameryki Środkowej i Południowej mamy bardzo różnie zorganizowane społeczeństwa, bo też różne były dzieje historyczne.
W niektórych krajach kolonializm odcisnął większe piętno, w innych mniejsze. Na przykład w Kostaryce było tak, że właściwie cała ludność tubylcza została wybita przez Hiszpanów. Więc tam nie ma tej specyfiki, co na przykład w Peru, w Meksyku, że jest bardzo liczna ludność rdzenna kultywująca swoje tradycje. W Kostaryce to jest tylko 1% populacji, więc tak naprawdę mówimy o społeczeństwie, które ukształtowane jest z potomków hiszpańskich kolonizatorów. Więc jest też troszeczkę inna specyfika niż w niektórych krajach południowoamerykańskich.
Podsumowując, szukanie źródeł, książek, przewodników. Teraz mamy naprawdę luksus dostępu do informacji w formie audio, video, w formie książkowej. Ja też muszę powiedzieć, że moi rodzice bardzo mnie wspierali w całym tym procesie. Tata, wielki fan Ryszarda Kapuścińskiego, wręczył mi książkę. Myślę, że to było bardzo symboliczne. Podarował mi przed wyjazdem do Kostaryki reportaże, a właściwie taki cykl wykładów Kapuścińskiego, o nazwie Ten Inny. To jest cykl sześciu wykładów, które wygłosił Kapuściński na różnych uczelniach, gdzie opowiadał o konfrontacji, o zderzeniu z Tym Innym, czyli właśnie z osobą, która w jakikolwiek sposób różni się od nas, językowo, kulturowo, mentalnie itd. Myślę, że to jest uniwersalna lektura. Niezależnie od tego, w jakim jesteśmy wieku, dokąd się udajemy, może być naszym drogowskazem. Reportaże z całego świata czy z tego kraju, do którego się wybieramy bardzo otwierają głowę. Trochę nas przygotowują na to, co możemy zastać na miejscu. Żebyśmy nie byli tacy zaskoczeni, żebyśmy też rozumieli pewne rzeczy szybciej i wiedzieli, jak się z nimi mierzyć.
Myślę, że też nauka języków obcych tutaj sporo ułatwia. Też testowanie tych języków obcych w praktyce. Czyli jeśli podróżujemy do danego kraju, nie bójmy się mówić w lokalnym języku. Myślę, że u dzieci, młodzieży to buduje tym większe poczucie skuteczności, sprawczości, że jadę, jestem w stanie się porozumieć. Także fajnie, żeby rodzice zachęcali do tego i nawet wystawiali dziecko, no idź ty załatw, ty powiedz, ty zapytaj.
Ja też mam takie doświadczenia zresztą i naprawdę bardzo sobie to cenię po latach, że rodzice od początku oswajali mnie z podróżami, z tymi kontaktami, ale też pomagali mi przełamywać bariery językowe. Zachęcali, dopingowali, żebym jako 8 czy 9-latka na recepcji w hotelu coś załatwiała, czy rozmawiała z lokalsami. Myślę, że to bardzo wzmacnia i bardzo zachęca do kolejnych kontaktów.
Interakcje nawet bez podróży
Czasami nawet nie trzeba szukać daleko, bo cały czas odnoszę się do wątku podróżowania, pobytu za granicą, ale tych obcokrajowców w naszym mieście, czy w naszym najbliższym otoczeniu, również możemy poszukać. Jest w wielu miastach spora społeczność ekspatów w Polsce. Są organizowane ciekawe inicjatywy, jak np. tandemy językowe, wieczorki wymian językowych, gdzie np. obcokrajowiec uczy się polskiego i chce z nami poćwiczyć język polski, a my w zamian możemy z nimi poćwiczyć jakiś inny język obcy. Więc to też jest świetna okazja, bo pod pretekstem nauki czy szlifowania języka tak naprawdę dążymy do spotkania z drugim człowiekiem. I o to tutaj chodzi.
Język jest narzędziem tej interakcji, która się wydarza między ludźmi.
Tutaj od razu nam wskakują te wątki międzykulturowe. Bo język to język, ale o czymś trzeba rozmawiać. Jak zaczynamy rozmawiać, to odkrywamy i te podobieństwa i różnice. Więc naprawdę możemy się ciekawych rzeczy z tego dowiedzieć.
Model kompetencji międzykulturowej
Ta rozmowa to takie podsumowanie tego, jak możemy dbać o rozwój kompetencji międzykulturowej u nas samych, ale też u naszych najbliższych. Świat staje się coraz bardziej globalny. Mam nadzieję, że w miarę upływu lat będziemy jako ludzkość potrafili się coraz lepiej dogadywać, także ponad granicami. Warto już teraz o to zadbać. Korzyści, które dzisiaj usłyszeliśmy to łączenie kropek, growth mindset, czy umiejętność dostrzeżenia różnych punktów widzenia.
W modelu Ursuli Brinkmann, Intercultural Readiness Check, z którym ja pracuję nazywa się ta umiejętność dostrzeżenia różnych punktów widzenia nazywa się reconciling stakeholder needs. Dalej mamy inne powiązane z tym modelem korzyści. Building relationships – jak to zrobić, jeśli ktoś jest z innej kultury? Budowanie zaufania – o tym prowadzimy bardzo wiele webinarów w ETTA. Adapting communicative style, jak dopasować się do kogoś, kto mówi w ten czy inny sposób. Attention to signals, na przykład jak złapać mowę niewerbalną, gdy ktoś nam daje sugestie, nie mówiąc czegoś wprost. Wreszcie openness to cultural complexity, o tym dzisiaj bardzo dużo mówiliśmy. Także nie ma wątpliwości, że praktycznie w każdym miejscu tego modelu kompetencji międzykulturowej, takie doświadczenie jest znaczące.
Zwłaszcza, że tak jak widzimy, mobilność ludzi, kontakty międzykulturowe, nasilają się. Z roku na rok jest ich coraz więcej. I w środowisku biznesowym, i w środowisku akademickim. Coraz więcej jest też par międzynarodowych, więc na przykład dzieci, które się rodzą z takich związków, to też są kwestie międzykulturowe czy kwestie wielojęzyczności. To wychowywanie w różnych językach i kulturach.
Myślę, że jest coraz większe zapotrzebowanie na tę tematykę, na działanie, na edukację, na szerzenie świadomości w tym zakresie. Czym się zresztą tutaj dzisiaj zajmujemy.
Dziękuję!
Skomentuj podcast