Polacy i Koreańczycy mają ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się nam wydawać!
Koreanka Mijin Mok mieszka w Polsce od kilkunastu lat. Świetnie wychwytuje i nazywa podobieństwa i różnice między kulturą koreańską a polską. Obserwując na YT jej kanał “Koreanka”, nieraz zaśmiewam się do łez. Ucieszyłam się zobaczywszy, że napisała też książkę!
7736 km. Pomiędzy Koreą Południową a Polską (link)
Od razu ujęła mnie jedna rzecz: Mijin Mok pokazuje, że Polacy i Koreańczycy mają ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się nam wydawać!
Mijin Mok pokazuje, że Polacy i Koreańczycy mają ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się nam wydawać!
W tym wpisie znajdziecie smaczki na temat kultury koreańskiej, które wyszperałam w książce Mijin Mok oraz w innej, także bardzo ciekawej, napisanej z polskiej perspektywy „Polka w Korei. Jak się żyje w kraju k-popu, kimchi i Samsunga„. Jej autorkę Agnieszkę Klessę Shin możecie znać z kanału YT „Pyra w Korei”.
Dlaczego Korea i Polska mają coś wspólnego?
Już samo usytuowanie obu państw na mapie świata jest w jakimś sensie analogicznym – pisze Mijin Mok. Polska leży między Niemcami a Rosją, z czym jest związana nasza bolesna historia. Korea od strony lądu graniczyła z Chinami, od strony morza z Cesarstwem Japońskim, a od zachodu – z Rosją. Chiny łakomym okiem spoglądały na ten kawałek lądu jako zwiększenie ich dostępu do morza. Japonia pragnęła zrobić sobie tam przyczółek na kontynencie… Z tej pewnie przyczyny o Korei mówi się czasem, że to „krewetka wciśnięta między wieloryby”.
Korea jest jak krewetka wciśnięta między wieloryby
Podobnie jak Polska, Korea także cierpiała pod zaborem: był to zabór japoński. Od momentu inwazji na cesarstwo koreańskie w 1907 roku, zakończył się dopiero wraz z końcem II Wojny Światowej.
Ciekawe, czy skoro mieszkamy pomiędzy dużymi krajami, mamy też wspólny rys frustrowania się i aspirowania na zasadzie „tam gdzieś indziej jest lepiej”. W drugiej części artykułu przeczytacie o koreańskim hwabyeong. Może w jakiś sposób opisuje to także polski stan umysłu? W takim razie miałabym nadzieję, że i w Polsce i w Korei zaczęło się to powoli zmieniać. Ja jestem dumna z rozwoju, jakiego jestem w Polsce świadkiem! 😍
Korea Północna i Południowa. W jaki sposób powstały dwa osobne państwa?
Tak jak w Europie po II Wojnie Światowej powstała żelazna kurtyna, także na Półwyspie Koreańskim dokonano podziału stref wpływów. ZSRR oraz Stany Zjednoczone podzieliły Koreę na dwa państwa wzdłuż 38 równoleżnika. Związek Radziecki przejął kontrolę nad północną częścią półwyspu, a USA zajęły część południową (…aby uniemożliwić Związkowi Radzieckiemu dalszą ekspansję). Powołano dwa oddzielne rządy.
Ponoć podział wedle 38 równoleżnika nie ma żadnego sensu – ani geograficznego, topograficznego czy kulturowego. Jak usłyszałam w Poradniku Historycznym „Polityki”, numerze poświęconym historii Korei, dwóch amerykańskich generałów musiało podjąć sprawną decyzję o tym, gdzie ma przebiegać linia dzieląca półwysep na strefy wpływów. Czasu starczyło im zaledwie na to, żeby sięgnąć po numer National Geographic – gdzie na ilustracji zaznaczony był akurat równoleżnik 38. Why not! – dłuższe zastanawianie się nie było im potrzebne (wyobrażacie sobie, ilu ludzi potem rwało sobie włosy z głowy). Przy tej linii zatrzymano też działania zbrojne wojny koreańskiej (1950–53).
Co to jest wojna koreańska? W 1950 roku wojska Korei Północnej zaatakowały Koreę Południową. Rezultatem zbrojnego konfliktu były ogromne zniszczenia. Seul przypominał spustoszoną stolicę Polski po Powstaniu Warszawskim. Choć trzy lata później podpisano rozejm, nie zakończono wojny. Oficjalnie wojna trwa nadal, a obie Koree są jedynie w stanie zawieszenia broni.
Strefa zdemilitaryzowana, znana pod angielskim skrótem DMZ, czyli pas graniczny oddzielający obie Koree to dziś ponoć najbardziej niebezpieczna granica na świecie. Odizolowana od reszty Azji Korea Południowa funkcjonuje jak wyspa: można do niej dotrzeć tylko na pokładzie statku lub samolotu. Niespodziewanym skutkiem całkowitego wyludnienia obszaru strefy zdemilitaryzowanej jest rozkwit natury i obecność gatunków roślin i zwierząt, które inaczej na gęsto zaludnionej koreańskiej ziemi nie miałyby szans na przetrwanie.
Cieszę się, że tak tragiczne rozdzielenie nie stało się częścią polskiej historii. Chciałabym, żeby koreańskie państwa skorzystały z doświadczeń zjednoczenia Niemiec, które przecież mają podobną historię rozdzielenia między wschód i zachód. Cały czas zresztą mierzą się z jej spuścizną – ale mierzą się jako jeden kraj, połączony naród. Trzymam kciuki, żeby i Korei kiedyś się udało!
Co to jest “cud nad rzeką Han”?
Zniszczoną działaniami wojennymi Koreę Południową klasyfikowano w latach 60 XX wieku jako jedno z najbiedniejszych państw świata. Wskaźnik PKB przypadający na jednego mieszkańca wynosił ledwie 79 $, tak jak w najuboższych krajach Afryki. Bogate złoża naturalne znajdowały się w Korei Północnej. Dlatego Korea Południowa postawiła na rozwój technologii, motoryzacji, branżę IT oraz przemysł stoczniowy.
Kilkadziesiąt lat później, w 2021 roku, Konferencja Narodów Zjednoczonych do spraw Handlu i Rozwoju oficjalnie zaliczyła Koreę do “krajów rozwiniętych”. To cud nad rzeką Han. Wszystko to nie za darmo… Koreańczycy należą do najbardziej przepracowanych narodów świata.
Harówa zaczyna się już w szkole, wraz z rozpoczętym wyścigiem o najlepsze miejsca w najlepszych uczelniach. Dla Europejki, tutaj w osobie Agnieszki Klessy Shin, takie zjawisko może być szokujące. Według pewnych badań przeciętny koreański licealista śpi około 5,5 godziny na dobę. Kiedy powiedziałam o tym mojemu mężowi, ten tylko mnie wyśmiał.
Liczba ta wydała mu się zbyt wysoka. (!!!!! wykrzykniki moje – Monika)
Koreańscy licealiści, zwłaszcza ci w ostatniej, trzeciej klasie, a więc przygotowujący się do egzaminu suneung, uczą się tak dużo, że sen znajduje się dość nisko na liście ich priorytetów. Wszystko to z powodu głębokiego przekonania Koreańczyków, że bez studiów – a najlepiej studiów na konkretnym uniwersytecie z seulskiej trójki “SKY” – nie będą oni w stanie znaleźć dobrze płatnej pracy – najlepiej w jednej z koreańskich konglomeracji czebol. Czebol to najprościej mówiąc posiadająca ogromny kapitał korporacja. (Polka w Korei, str. 115)
Teraz rozumiecie, co w praktyce może oznaczać „jeden z najbardziej przepracowanych narodów świata”. Dodam następne smaczki (str. 125) Za czasów prezydentury Mun Jae-ina obniżono maksymalny tygodniowy wymiar pracy – z 68 do 52 godzin. Zmiana ta była ciepło przyjęta przez koreańskich pracowników, jednak w 2023 roku pojawił się pomysł – zainicjowany przez wspierającego przedsiębiorców prezydenta Yoon Suk-yeola – by maksymalny tydzień pracy wydłużyć do 69 godzin w gorących okresach dla firmy, i zaproponować możliwość dłuższych urlopów w późniejszym czasie na odrobienie strat. Pomysł ten, jak możecie się domyślać, spotkał się z raczej niewielkim entuzjazmem. Koreańczycy to zapracowany i zabiegany naród.
Możemy czuć się szczęśliwi, że zgodnie z polskim Kodeksem Pracy tygodniowy czas pracy łącznie z godzinami nadliczbowymi nie może przekraczać przeciętnie 48 godzin. Jednak rys stawiania pracy na pierwszym miejscu w Korei wydaje się nieco podobny do Polski. W Business Insider czytam: Pracowity jak Polak — potwierdzają to twarde dane europejskie. Polacy są drugim najbardziej pracowitym narodem w Unii Europejskiej. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (2024) Polacy pracują średnio 40,4 godziny tygodniowo. To o trzy godziny więcej niż średnia UE i o osiem godzin więcej niż najmniej pracujący Holendrzy.
Czas na aktualizację stereotypów i przekonań!
Skąd się wziął koreański alfabet?
Historia koreańskiego alfabetu jest naprawdę fascynująca. To jeden z nielicznych alfabetów na świecie, który powstał sztucznie, nie narodził się na bazie innego i nie ewoluował przez lata. W 1443 roku król Sejong Wielki uznał za niesprawiedliwą sytuację, że pisać potrafili tylko władcy, naukowcy i bogacze. Zwykli ludzie nie potrafili pisać i mieli z tego powodu wiele trudności. Król stworzył całkiem nowy alfabet, nawiązujący do symboliki nieba, ziemi i człowieka. Przedstawiając go, wygłosił niezwykłe orędzie: ”Język naszego kraju różni się od języka chińskiego. Z tego też powodu wielu naszych obywateli, w tym osoby niewyedukowane, nie jest w stanie w pełni wyrazić swojej woli. Z żalu stworzyłem 28 nowych znaków, które ułatwią naukę pisania i będą stosowane od dnia dzisiejszego”. Tak naprawdę alfabet koreański stał się popularny dopiero na przełomie XIX i XX wieku, a po 1995 roku znaczenie znaków chińskich zaczęło szybko maleć. Obecnie znaki chińskie nie są powszechnie używane w Korei.
Co specjalnego jest w języku koreańskim?
Przede wszystkim samogłoski! W języku koreańskim jest 10 samogłosek podstawowych oraz 11 dwugłosek. Tymczasem w języku polskim mamy 31 do 42 spółgłosek (w zależności od przyjętych kryteriów) oraz… tylko 8 samogłosek! Dlatego Polakom może być trudno prawidłowo wymówić niektóre koreańskie samogłoski, a Koreańczykom – niektóre polskie spółgłoski.
Uczyliście się kiedyś języka koreańskiego? Co Wam pomagało? Może sprawdziły się Wam jakieś triki? 😃
Czy łatwo się nauczyć koreańskiego?
Odpowiedź na to pytanie warto poznać przede wszystkim z polskiej perspektywy. Autorka Polki w Korei nie tylko mieszka i pracuje w Korei, lecz także studiowała koreanistykę jeszcze w Polsce. Okazuje się, że „nauczyć się koreańskiego” może mieć zupełnie nieoczekiwane wcześniej warstwy (Język koreański jest jak cebula… może raczej jak tort!). Tutaj słowa Agnieszki Klessy Shin (str. 57): Kiedy opanujemy koreański w stopniu komunikatywnym i będziemy próbowali z Koreańczykami rozmawiać w ich ojczystym języku, wtedy otworzy się przed nami całkiem nowy niesamowicie zawiły świat myeongching i hoching. Myeongching to tytuł danej osoby, a hoching to sposób w jaki się do niej zwrócimy. W języku koreańskim jest naprawdę niewiele takich sytuacji, w których do drugiej osoby możemy się zwrócić na ty lub po prostu po imieniu. W większości zdarza się tak, gdy jesteśmy rówieśnikiem naszego rozmówcy (wtedy zwracamy się do siebie nawzajem na ty) lub gdy jesteśmy od niego starsi (wtedy my zwracamy się do niego po imieniu, ale on do nas już nie!). Nawet te sytuacje mają jednak swoje ograniczenia – rzadko zwrócimy się tak do nowo poznanej osoby, dotyczy to raczej przyjaciół lub kolegów ze szkoły.
Mało tego, zawołanie do kogoś na ty – czyli neo lub co gorsza dangsin – może skończyć się tak, że nasz rozmówca w najlepszym razie odbierze to jako bardzo niegrzeczne, a w najgorszym – jako zaproszenie do kłótni. Zwłaszcza słowo dangsin używane jest w ekstremalnych sytuacjach jako wyzwisko (jak TY jeździsz?).
Podobną rzecz odkryłam kiedyś ucząc się japońskiego. Bardzo to uruchomiło moje myślenie o tym, jak bardzo kolektywizm jest wmontowany w społeczeństwa Azji Wschodniej. Po prostu nie ma opcji NIE rozważać, jakie wiążą nas relacje. Już sam sposób, w jaki zwracam się do drugiej osoby, określa kto jest kim dla kogo. Drugi aspekt tytułowania się, adresowania to hierarchia. Z każdej pary określeń wynika, kto jest „ważniejszy”, „pierwszy”.
Czy przypadkiem nie robimy podobnej rzeczy w języku polskim? Wujek-siostrzenica, matka-syn, babcia-wnuczek. Pani dyrektor – pani Aleksandra – pani Ola – Ola – Olka – Olcia. Z niezliczonymi dziećmi przyjaciół i znajomych przerabiamy teraz temat, czy jest ok gdy mówią do mnie na Ty. Dla mnie jest to forma preferowana – znamy się przecież od ich dziecięctwa i od zawsze mówiliśmy na Ty – ale właśnie teraz, gdy dzieci są starsze i zaczynają „umieć się zachować”, na prośbę rodziców zaczynają mówić do mnie „ciociu Moniko” albo co gorsza „Pani Moniko”. 😜
W Korei (Polka w Korei, str 59) tytułuje się jednak również starsze rodzeństwo. Tytuły zależą nie tylko od płci naszego rodzeństwa ale również od naszej płci. I tak dziewczynka do starszej siostry powie eonni, ale chłopiec do tej samej siostry powie już nuna. Do starszego brata chłopiec zwróci się hyeong, a dziewczynka oppa.
Ale jak wykminić te prawidłowe formy w języku i społeczeństwie koreańskim? Znów oddaję głos Agnieszce Klessie-Shin (str. 58): Skoro więc, poza bardzo szczególnymi przypadkami, nie można się zwracać do siebie na ty, jak wołają na siebie Koreańczycy? Uraczę was moją ulubioną odpowiedzią: To zależy. Od czego? Od bardzo wielu czynników. Żeby ustalić, jak mamy się do kogoś zwracać, najpierw musimy określić, kim jest dla nas nasz rozmówca, ile ma lat i jaki jest jego status społeczny.
Pytanie o wiek jest w Korei bardzo ważne. W krajach zachodnich uważane za nietakt (a nawet grubiaństwo – mamy przecież w Polsce powiedzenie, że kobiet o wiek się nie pyta!), w Korei jest czymś zupełnie normalnym. To zwykle jedno z pierwszych pytań, jakie usłyszymy od Koreańczyka na początku znajomości i wynika ono właśnie z tego, że nasz rozmówca chce dowiedzieć się, jakich form powinien używać w rozmowie.
Już sobie wyobrażam ten dialog w języku polskim: – Ile Pani ma lat? – A na ile wyglądam? – … i tutaj niezręczna próba udzielenia odpowiedzi przez pytającego… – A no tak tylko pytałem, chciałem ustalić czy zwracać się do Pani na Ty czy na Babciu! 🤣
Istnieje jednak jeszcze wyższa szkoła jazdy. Zaczyna się w dniu ślubu… (Polka w Korei, str. 59): System myeongching i hoching staje się jeszcze bardziej skomplikowany w momencie, kiedy bierzemy ślub. Dostajemy wtedy “w spadku” całą rodzinę męża lub żony i wszystkie relacje wchodzące w skład tejże rodziny. Musimy na przykład nauczyć się, jak wołać do męża naszej szwagierki. To, jak zwrócimy się do naszej szwagierki, zależeć też będzie od tego, czy nasz mąż jest od niej starszy czy młodszy! Nic dziwnego, że koreański internet wypełniony jest szczegółowymi objaśnieniami (nierzadko z przypominającymi pajęczą sieć diagramami), które mają pomóc zagubionym nowożeńcom w uniknięciu pomyłki.
Ok… moim celem nie było nikogo zniechęcać do przyswojenia sobie języka koreańskiego. Po pierwsze, już widzicie że taki system zwracania się do drugiej osoby w określony sposób to zjawisko właściwe nie tylko dla Korei (może ktoś uczy się języka chińskiego i napisze w komentarzu, jak wygląda adresowanie się w tamtym kraju? lub w innych językach Azji Wschodniej?), a po drugie – obcokrajowcom zawsze się na więcej pozwala i więcej wybacza 😀
Warto nosić się na ludowo! (przynajmniej czasami)
Hanbok to tradycyjny koreański strój. Jeśli chcesz bezpłatnie zwiedzić historyczne miejsce takie jak pałac czy skansen – ubrany w tradycyjny koreański strój, nie zapłacisz za bilet. Pewnie dlatego w okolicy atrakcji turystycznych można znaleźć wiele wypożyczalni hanboków!
Jak to jest z tym zdejmowaniem butów?
Zawsze dziwiłam się krajom, gdzie w wielu sytuacjach wymaga się zdjęcia butów. Chodziło mi głównie o “zapaszek”. Czytałam nawet artykuły o tym, że stopy Azjatów pocą się mniej obficie niż stopy Europejczyków. W książce Agnieszki Klessy Shin znalazłam więcej szczegółów (str. 23): ogromna większość Koreańczyków nie potrzebuje antyperspirantów. Wszystko to za sprawą genów, bo to one właśnie są odpowiedzialne za smrodek spod pachy. A konkretnie jeden gen – ABCC11. Tylko 0,006% koreańskiej populacji go posiada, co stanowi najniższy odsetek na świecie. Ciekawostka – ten sam gen odpowiada też za konsystencję woskowiny w uszach. Koreańczycy mają suchą woskowinę, przypominającą płatki. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy wybierając się po raz pierwszy do drogerii w Korei, obok zwykłych patyczków do uszu znalazłam patyczki metalowe nieco przypominające miniaturowe łyżeczki. Służą one właśnie do wydłubywania woskowiny z uszu.
Mijin Mok pozwoliła nam zdobyć jeszcze głębszy wgląd w temat koreańskich stóp: Koreańczycy przed wyjściem na miasto po prostu sprawdzają, czy nie mają dziur w skarpetach albo czy stopy im nie śmierdzą! Nigdy przecież nie wiadomo, czy nie trzeba będzie wejść do restauracji bez butów.
Koreańska kuchnia – mniam!
Czy wiecie, że w kulinariach liczy się nie tylko smak, ale też wygląd? Koreańczykom w polskim jedzeniu brakuje przede wszystkim czerwonego koloru. W Korei, im mocniejszy czerwony odcień, tym potrawa wydaje się smaczniejsza. Pewnie dlatego powszechnie dodawana jest do potraw papryczka gochugaru, która oprócz ostrości pozwala potrawie nabrać także przyjemnego czerwonego koloru.
Inna ciekawostka: Koreańczycy wierzą, że jedzenie pikantnych rzeczy koi nerwy. Ponoć podczas spożywania ostrych dań uwalnia się adrenalina, która sprawia, że człowiek zaczyna się pocić i odczuwać chłód, co prowadzi do niwelowania stresu. Czy ktoś z was wpadł wcześniej na taki sposób na stress management? 😜
Niezwykłe skutki kolektywizmu
Zdawałam sobie sprawę z tego, że kultura koreańska jest kulturą kolektywną. Oznacza to, że w koreańskiej firmie nie ma miejsca dla indywidualizmu jednostki. Jednak pracodawca dba też o swoich pracowników. Zdarza się nawet, że… firma obdarowuje nagrodą, nawet pieniężną, rodziców pracownika, który swoją postawą i pracą szczególnie zasłużył się dla korporacji. Jest to forma podziękowania za wychowanie i wyedukowanie tak kompetentnej osoby!
Focus na grupę można zaobserwować także między współpracownikami – dlatego kiedy ktoś wyjeżdża na wycieczkę za granicę, zawsze wraca do biura z drobnymi prezentami dla wszystkich osób z działu.
Kolektywizm objawia się na wiele sposobów. Agnieszka Klessa Shin dzieli się w książce taką refleksją (str 310):
Podczas rozmowy z żonatym Koreańczykiem, można się szczerze zdziwić, kiedy ów zaczyna opowiadać o swojej małżonce. Będzie wtedy używał wyrażenia “nasza żona”. Może też wspomnieć o “naszym domu”, “naszych dzieciach”, a nawet o “naszej mamie” – choć nie łączą nas z nim żadne więzy krwi. Użycie “nasz” zamiast “mój” w języku koreańskim jest powszechne i stosowane w codziennym życiu właściwie cały czas. Choć zaimek dzierżawczy “mój” w języku istnieje, prawie nigdy nie jest używany w kontekście rodziny czy kraju. Co gorsza, jeśli powiemy “mój kraj” zamiast “nasz kraj”, możemy zostać uznani za osoby zarozumiałe! Poprzez użycie zaimka “my” lub “nasz” czyli uri, Koreańczyk wzmacnia poczucie wspólnoty, nie wykluczając przy tym swojego rozmówcy. Gdyby użył zaimka “mój”, oznaczałoby to: “moje, należące tylko do mnie, a do Ciebie nie, bo ty nie jesteś członkiem tej wspólnoty”.
Wspólnota w koreańskim społeczeństwie jest bardzo ważna – Koreańczycy są wszak narodem kolektywistycznym. Oznacza to, że dobro wspólne i harmonijna koegzystencja przedkładane są nad indywidualne potrzeby jednostki.
Kolektywistyczna mentalność w koreańskim społeczeństwie nie wzięła się oczywiście znikąd – ma swoje źródło w konfucjanizmie, czyli systemie filozoficzno-religijnym, który przez kilka stuleci silnie wpływał na kulturę tego kraju. Choć w obecnych czasach praktycznie żaden Koreańczyk nie powie, że praktykuje konfucjanizm, echa tej filozofii wciąż pobrzmiewają w codziennym życiu. Bezwzględne posłuszeństwo rodzicom oraz zwierzchnikom, jak i nacisk na rolę rodziny i wspólnoty w społeczeństwie bezpośrednio przekładają się nawet na opisaną we wcześniejszych rozdziałach kulturę pracy. Firma, nieważne jak mała czy duża, to druga rodzina, a szef jest trochę jak ojciec, któremu trzeba być bezwzględnie posłusznym.
Nieznośne gap i eul, inaczej: orzeszki niezgody
Tym razem mowa o dystansie władzy. Poprzez wiele setek lat wpływu konfucjanizmu na kulturę koreańską, hierarchia jest tam bardzo mocno zaznaczona. Powoduje to też zjawiska takie jak gap – postawa związana z wyższą pozycją – oraz eul, postawa uległa. Gdy jesteś nowo zatrudnionym pracownikiem w firmie, jesteś eul. Twój przełożony jest gap. Ekspedientka w sklepie jest eul, zaś klient – gap. Szefowi zdarza się wykorzystywać swoją pozycję gap, np. może kazać podwładnemu przygotować prezentację pod własnym nazwiskiem. Wie, że podwładny, będąc eul, się nie sprzeciwi i wykona to zadanie.
Jednak samo gap to pikuś. Gapjil to połączenie słowa gap (wyższy status) oraz jil (negatywne działania).
Ponoć cały świat obiegła gapjil “afera orzeszkowa”. Było to w 2014 roku na lotnisku w Nowym Jorku. Zaraz po zakończonym boardingu, w ramach przekąski pasażerowie pierwszej klasy otrzymywali orzeszki. Wśród pasażerów obecna była tego dnia córka prezesa przewoźnika Korean Air. Osoba ta spodziewała się, że orzeszki zostaną podane nie w opakowaniach, ale w porcelanowych miseczkach. Z tego powodu urządziła awanturę stewardowi i nakazała mu opuścić samolot. Maszyna musiała zawrócić z pasa startowego, przez co lot miał opóźnienie. Po ujawnieniu tego wydarzenia opinia publiczna ostro skrytykowała zarówno samą kobietę, jak i Korean Air. Córka prezesa została skazana na 12 miesięcy więzienia. Odsiedziała 5. Jednak zaatakowany steward i szef personelu pokładowego powrócili na swoje stanowiska dopiero w 2016 roku.
Pewnie dlatego w Korei tak ważne jej nunchi. W Japonii spotkałam się z określeniem tłumaczonym jako „czytanie powietrza”. W przypadku Korei Agnieszka Klessa Shin tłumaczy to tak (str. 312): Nunchi to – w dużym skrócie – umiejętność zrozumienia, a także zachowania się w danej sytuacji społecznej. Dosłownie słowo nunchi możemy przetłumaczyć jako “wartość w oczach” albo “miarka w oczach”. W pewien sposób dosłowne tłumaczenie nunchi obrazuje sedno jego znaczenia. Możemy je sobie wyobrazić jako taksujące spojrzenie, którym omiatamy otoczenie, żeby ocenić stan rzeczy i panującą wokół atmosferę. W tak kolektywnym społeczeństwie jak koreańskie jest to umiejętność wysoko ceniona, a wręcz niezbędna do osiągnięcia sukcesu, unikania konfliktów i harmonijnej koegzystencji. Może być szybkie, można je mieć lub go nie mieć. Brak nunchi wiąże się jednak z nieprzyjemnymi społecznie konsekwencjami.
Nunchi przydatne jest praktycznie w każdej dziedzinie życia, zarówno w sytuacjach rodzinnych, jak i zawodowych. Weźmy na tapet kwestię wychodzenia z biura po zakończonym dniu pracy. Pomimo że Koreańczycy kończą pracę zazwyczaj o godzinie 18:00, rzadko się zdarza, by wychodzili z biura punktualnie. Dzieje się tak, bo w biurze „widać nunchi„. Ich zwierzchnik wciąż siedzi przy swoim komputerze i ani myśli ruszać się z miejsca, a wyjście z pracy przed szefem mogłoby zostać odebrane jako nietakt – nie jest nawet ważne, że pracownik nie ma już nic do roboty i musi bezmyślnie klikać myszką na ekranie, udając zajętego. Dzięki nunchi Koreańczyk wie, że powinien siedzieć i czekać, aż zwierzchnik skończy i pierwszy wstanie od swojego komputera.
Być Koreańczykiem to znaczy han
Aby zrozumieć istotę koreańskości, musimy jeszcze zrozumieć, czym jest han. Historycy twierdzą, że han nie zawsze był częścią koreańskiej mentalności, a zyskał na znaczeniu dopiero z początkiem XX wieku, a więc w bardzo turbulentnym dla Korei okresie. Aż do 1945 roku kraj znajdował się pod rządami Cesarstwa Japońskiego, Koreańczycy poddani byli intensywnej japonizacji, a wszelkie ruchy niepodległościowe tłamszono. Wtedy właśnie zyskał na sile han jako uczucie łączące wszystkich Koreańczyków. Samo słowo han trudno jednoznacznie przetłumaczyć – to “rozgoryczenie napędzane poczuciem niesprawiedliwości za wyrządzone krzywdy”, “bezradność w obliczu przytłaczających okoliczności”, “przejmujący smutek oraz pragnienie zemsty” w jednym. To jednak nie wszystko. Han i wynikający z niego gniew, który narasta i piętrzy się, nie znajdując ujścia przez długi czas, może się przerodzić w coś jeszcze silniejszego w hwabyeong, dosłownie oznaczające chorobę wściekłości (hwa to złość, wściekłość). Hwabyeong uważany jest za zaburzenie psychiczne uwarunkowane kulturowo i przypisywana jest wyłącznie Koreańczykom. Opisano nawet je w podręczniku z klasyfikacją zaburzeń psychicznych wydawanych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Co ciekawe, przyjęło się, że choroba ta najczęściej dotyka Koreanki w średnim wieku, co według badaczy może mieć związek z rolami płciowymi i z wciąż silnym w koreańskim społeczeństwie systemem patriarchalnym. (Polka w Korei, str. 313)
Jaka jest pozycja kobiet w Korei?
Według danych OECD różnica w płacach między kobietami a mężczyznami w Korei jest największa na świecie! Dla kontrastu, Polska ma jeden z najniższych wskaźników różnicy wynagrodzeń w Unii Europejskiej. Ta dyskryminacja kobiet może dziwić, ponieważ koreańskie panie w średnim wieku są ponoć ogólnie znane ze swojego bezpośredniego charakteru i siły. W domu to często kobieta rządzi finansami rodziny i podejmuje ważne decyzje, nawet jeśli jej mąż jest wysoko postawionym menadżerem. Pod tym względem Koreanki bardzo przypominają Polki! Ale dopóki w Korei istnieją tak ogromne różnice w możliwościach pracowania, awansowania i wynagrodzenia, hwabyeong wydaje się niestety bardzo uzasadnione…
Jak się mieszka w Korei?
Cóż, z tego co zrozumiałam, cały Półwysep Koreański to obszar mniejszy od Rumunii. Powierzchnię Polski wypełniłyby 3 Koree Południowe. Jednak w Korei Południowej mieszka około 50 milionów ludzi! …u nas na trzykrotnie większej powierzchni jest nas 37 milionów. Sami rozumiecie, że bywa gęsto! W takim ścisku nietrudno sobie nadepnąć na odcisk, zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym! Agnieszka Klessa Shin opisuje rozwiązanie, jakie powstało by utrzymać choć odrobinę prywatności (str. 34): Wiele okien w koreańskich budynkach mieszkalnych jest matowych. Szyba jest wtedy mlecznobiała i nie widać przez nią nic poza obłymi kształtami i tym, czy jest dzień czy noc, ewentualnie czy świeci dziś słońce. Okna są w większości podwójne i oczywiście te matowe można po prostu otworzyć, żeby mieć widok na świat zewnętrzny. Koreańczycy wstawiają matowe szyby w oknach z konieczności – niektóre budynki stawiane są tak blisko siebie, że w razie nagłej potrzeby sąsiad sąsiadowi może podać przez okno szklankę cukru. Dzięki matowym szybom mieszkańcy koreańskich miast zapewniają sobie choć odrobinę prywatności. Druga rzecz – okna w Korei są zazwyczaj przesuwane. To wiąże się z trudnością umycia ich od zewnątrz, chyba że zatrudni się ekipę sprzątającą albo kupi specjalną szczotkę na magnes, która pozwoli nam umyć okna bez potrzeby narażenia życia przez wspięcie się na bardzo wąski parapet. Zauważyłam, że często okna są więc po prostu brudne. Jestem przekonana, że taki sposób rozumowania pasowałby niejednej polskiej rodzinie, zwłaszcza w okresie szału wiosennych porządków!
Czy Korea Północka oraz Korea Południowa mogą się faktycznie zjednoczyć?
Choć powyżej wyrażałam optymistyczną nadzieję, że kiedyś będzie to możliwe, w artykule Krzysztofa Kubiaka, profesora, historyka wojskowości oraz politologa czytam o przerażającym formatowaniu w północnokoreańskim reżimie. Dla Was wklejam tylko najbardziej szokujący mnie fragment. Cały artykuł artykuł znajdziecie w Przewodniku Historycznym Polityki „Dzieje Koreańczyków” (str.92-95).
Konieczność podejmowania codziennych wyborów dotyczących posiłków, ubioru, sposobu spędzania czasu, doboru towarzystwa jest tym, co przyprawia o głęboką frustrację nielicznych uciekinierów z Północy, którzy usiłują na nowo ułożyć sobie życie na Południu. Decydowanie o sobie ewidentnie ich boli, przeraża, obezwładnia. Trudno się zatem dziwić, że w Republice Korei pojawiają się głosy, iż w przypadku załamania się północnokoreańskiego reżimu i zjednoczenia Korei (pomijając realność takiego scenariusza) system społecznej kontroli, stworzony przez Kimów, należałoby rozmontowywać niesłychanie ostrożnie, a linia demarkacyjna między oboma terytoriami winna być utrzymana co najmniej przez 15 lat. Oficer południowokoreański, z którym niżej podpisany [Krzysztof Kubiak] długo o tej kwestii dyskutował, stwierdził wprost:
– Dokładnie przestudiowaliśmy przebieg zjednoczenia Niemiec. PKB per capita ma się jak 16:1 na korzyść Republiki Korei (w przypadku RFN i NRD było to 3:1). Finansowo byśmy takiemu wyzwaniu podołali, choć oznaczałoby to gospodarcze spowolnienie lub nawet regres. Społecznie nie mamy na zjednoczenie pomysłu. Najlepiej byłoby czekać, aż umrze ostatni człowiek, który pamięta reżim, i jednocześnie forsownie resocjalizować młodzież. To oznaczałoby jednak, że Północ stanie się rezerwatem, a to z politycznych względów nie przejdzie.
W innym fragmencie czytam, że sytuacja na Półwyspie Koreańskim nie była tak napięta jak teraz od lat 50-tych, a zagrożenie ze strony Korei Północnej zbliża Koreę Południową do Japonii. Czy to dobrze czy źle? Wspólny wróg jednoczy, ale dlaczego stali się nim członkowie własnych rodzin, nawet jeśli rozstały się one już kilka pokoleń wstecz?
Czy mamy wspólne geny?
Fascynują mnie prehistoryczne wędrówki ludów. Śledzenie ich pozwala mi lepiej zrozumieć naturę współczesnych języków. Dlatego dodam tutaj jeszcze jeden materiał, tym razem obszerny cytat z Przewodnika Historycznego Polityki „Dzieje Koreańczyków”. Teraz nareszcie!!! zrozumiałam, dlaczego język fiński i japoński mają podobną strukturę. Nie słownictwo, ale logikę, sposób budowania zdań. Jak fajnie jest rozwiązać tę zagadkę po ponad 20 latach! (fińskiego uczyłam się studiując w Finlandii w 1999-2000 r., a japońskiego – dla odmiany, studiując w Niemczech 2003-2004. To były fajne czasy!). Dlaczego te dwa języki umieszczam w tym artykule? Język koreański (dopiero niedawno zaczęłam się uczyć go na DuoLingo) korzysta z podobnych struktur jak język japoński. Tereny Korei są przecież na kontynencie, a Japonia jest wyspą – jej zasiedlenie musiało wydarzyć się o włos później.
Istnieje hipoteza, że język japoński jest spokrewniony z koreańskim. Na stronie 60. „Dziejów Koreańczyków” wspomina o tym koreanista i lingwista dr Jakub Krzosek. Wskazywałyby to liczne wyraźne podobieństwa, na przykład aglutynacyjność, podobne konstrukcje składniowe, występowanie podobnych kategorii gramatycznych (np. honoryfikatywności) itd. Inna z kolei hipoteza zakłada przynależność zarówno koreańskiego, jak i japońskiego do języków ałtajskich. Badacze lingwiści nie robią jednak skrótów myślowych: same zbieżności między językami nie gwarantują, że tworzą one jedną rodzinę! Podobieństwa mogą bowiem wynikać z wielowiekowej komunikacji między tymi dwiema społecznościami językowymi. Dlatego też koreański jest niekiedy klasyfikowany jako język izolowany… żeby to ktoś wiedział jak to było naprawdę!
A teraz – co o wędrówkach ludów pisze archeolożka Agnieszka Krzemińska (Dzieje Koreańczyków, str. 47):
„Etnogeneza Koreańczyków wskazuje, że współcześni mieszkańcy półwyspu są w dużej mierze potomkami prehistorycznej ludności z południowej Syberii i Mandżurii, która – po migracjach – zasymilowała się z miejscowym ludem. (…) Ci sami jeźdźcy Xiongnu, którzy pojawili się na Półwyspie Koreańskim na przełomie er, po trwającej ponad trzy wieki wędrówce trafili do Europy, gdzie nazwano ich Hunami. Na stepach nadczarnomorskich pojawili się ok. 370 r., tam doprowadzili do upadku gockiego królestwa Hermanaryka, po czym udali się na tereny dzisiejszych Rumunii i Węgier, gdzie stworzyli konfederację plemion związanych umowami z dworem huńskich wodzów. Hunowie byli okrutni, ale imponowali jako doskonali jeźdźcy i łucznicy oraz nieustraszeni wojownicy, więc wiele ludów wchodziło z nimi w układy polityczne, a nawet kopiowało ich stepowe zwyczaje.
Spory na temat tego, kim Hunowie byli i skąd przyszli, toczono już w starożytności, ale dopiero w czasach oświecenia pojawił się pomysł, że mogli być jednym z ludów Xiongnu – konfederacji plemion ze stepów mongolskich, o której wspominają chińskie źródła w IV w. p.n.e. Ponieważ stale nękali północne ziemie Państwa Środka, pierwszy cesarz Chin – Qin Shi Huang – nakazał wzniesienie
pod koniec III w. p.n.e. muru. Najazdy się jednak powtarzały, aż w 51 r. p.n.e. chińskie wojska rozgromiły armię Xiongnu. Po porażce członkowie konfederacji podzielili się – część podporządkowała się Chinom i to oni właśnie trafili na Półwysep Koreański, a część wyemigrowała na zachód. Badania DNA potwierdziły, że w huńskich grobach w Kotlinie Karpackiej leżały osoby mające haplogrupy typowe dla Azji Wschodniej, ale też Środkowej oraz Zachodniej, co brało się zapewne stąd, że w trakcie wędrówki do Europy przedstawiciele Xiongu wiązali się z ludami spotykanymi po drodze. O tej inkluzywności świadczy fakt, że u osób leżących w najmłodszych huńskich grobach w Kotlinie Karpackiej geny lokalne niemal wyparły wschodnioazjatyckie.
Kolejna fala przybyszów ze stepów Mongolii nie integrowała się z tubylcami. Awarowie, bo tak ich nazwano, przywędrowali do Europy w VI w. i utworzyli na zgliszczach huńskiego imperium własne państwo (zwane kaganatem), którym rządzili przez 300 lat, aż zostali pokonani przez kolejnych bitnych migrantów – Bułgarów i Węgrów. Podobne do huńskich pochówki, z typowo nomadycznym wyposażeniem – broń, biżuteria, lustra, strzemiona, wędzidła, uzdy oraz wierzchowce – wskazywały, że Awarowie pochodzą z Azji Środkowej, ale podejrzewano, że przybyli z Dalekiego Wschodu. Bizantyńczycy pisali, że sami Awarowie uważali się za potomków zamieszkującego stepy mongolskie ludu Rouran (…) Podobnie jak w przypadku Hunów mogło dojść do podziału na dwie grupy; część została, a część wyemigrowała na zachód, choć – jak wynika z badań DNA – ich wędrówka wyglądała trochę inaczej niż huńska. Analizy genetyczne najstarszych szczątków awarskich z Kotliny Karpackiej miały profil genetyczny niemal identyczny jak osobnik łączony z ludem Rouran pochowany kilkadziesiąt lat wcześniej we wschodniej Mongolii. Oznacza to, że Awarowie musieli błyskawicznie pokonać ponad 7 tys. km. Wygląda przy tym na to, że niechętnie wchodzili w związki z ludami napotykanymi na trasie wędrówki, bo ich elity zachowały wyraźnie wschodnioazjatycki rys genetyczny, nawet przez dłuższy czas mieszkając w Kotlinie Karpackiej.”
Bliżej nam do Azji tutaj w Europie niż sobie myślimy. Nie tylko dzięki bezpośrednim lotom do Seulu! 😃
7736 km. Pomiędzy Koreą Południową a Polską to fajna lektura i szczerze ją polecam! Sama nabrałam ogromnej ciekawości i chętnie spotkałabym się z Autorką 🤩. Może okaże się to możliwe? Mijin Mok uczy języka koreańskiego na Uniwersytecie Wrocławskim i prowadzi własną szkołę językową o nazwie Koreania.
W Polka w Korei znajdziecie za to nie tylko smaczki i opowieści o koreańskiej kulturze – druga część książki to przewodnik po Korei, który możecie spokojnie wykorzystać do przygotowywania Waszej koreańskiej wycieczki! Jedną z praktycznych porad jest na przykład: Poruszanie się metrem jest stosunkowo nieskomplikowane i tanie. Warto wcześniej zaopatrzyć się w karty Tmoney lub Cashbee, które nie dość, że są tańsze niż płacenie każdorazowo za przejazd gotówką, to jeszcze znacznie ułatwią nam życie. Taką kartę doładujemy w każdym sklepie całodobowym lub na stacji metra. Kartą Tmoney lub Cashbee możemy również płacić za przejazd autobusem. Na przystankach podane są przedziały czasowe, na przykład autobus linii nr 96 kursuje co 10-12 minut. Niektóre autobusy, niby tej samej linii, odjeżdżają z tego samego przystanku w dwóch różnych kierunkach.
„Dzieje Koreańczyków” Przewodnik Historyczny to jedna z ponad już 50 publikacji tematycznych wydawanych przez Politykę, kojarzoną najczęściej z popularnym tygodnikiem. Wnikliwa, pełna szczegółów, stworzona przez ekspertów, w tym przypadku licznych koreanistów, to mega solidna porcja wiedzy. O dwóch publikacjach z tej serii wspominałam już w artykule Ciekawe książki o Niemcach i kulturze niemieckiej. Jest to lektura, przy której trzeba się skupić, ale szczerze polecam! W ramach eksperymentu wybrałam audiobook, ale w tym konkretnym przypadku, gdy brak jest ilustracji, map, wizualizacji – brakowało mi wersji papierowej 😉 Na szczęście miałam możliwość później nadrobić.
Kto z Was był już w Korei? Od niedawna mamy do Seulu bezpośrednie połączenie LOT-em nie tylko z Warszawy, ale także z Wrocławia. Co Was przyciąga do tej kultury, co zaciekawia? A jeśli byliście tam na miejscu, co odkryliście, zapamiętaliście? Zapraszam do dzielenia się w komentarzach!
Nigdy nie bylem w Korei jednak ostatnio na fali oglądania j-dram na Netflix dostałem kilka sugestii k-dram. Skuszony treścią lekarskiego love story, stwierdziłem, że ładnie jest w Seulu. Myślę ze przyjdzie pora odwiedzić ten kraj.