Szkolenia online w angażujący sposób - OKDP 101

Angażujące szkolenia online? Dziś dostaniecie podpowiedzi!

Monika Chutnik
Szkolenia online w angażujący sposób

Istnieje taki miejski mit — tak się mówi o pewnych przekonaniach, które są powszechne, ale nieprawdziwe — że podczas szkoleń i spotkań online trudno jest osiągnąć zaangażowanie uczestników. Nasze doświadczenie w firmie ETTA pokazuje coś zupełnie innego. I na szczęście nie jesteśmy w tym odosobnieni.

Dziś mam wyjątkową gościnię, Karolinę Szadkowską, która opowie Wam, jak sprawić, by sesje online były naprawdę angażujące.

 

Czego dowiesz się z tego odcinka:

  • Jak angażować uczestników szkoleń online
  • Co wpływa na skuteczność sesji zdalnych
  • Jak przygotować uczestników do szkolenia
  • Rola komfortu i bezpieczeństwa psychologicznego
  • Sposoby na aktywizację uczestników online
  • Jak korzystać z czatu i reakcji w szkoleniu
  • Znaczenie różnorodności w projektowaniu szkoleń
  • Jak planować sesję, by nie stracić energii grupy
  • Czym różni się trener od facylitatora
  • Jak rozpoznać dobrego prowadzącego

 

Gdy będziesz słuchać tego odcinka, pomyśl o osobie, która też wysłuchałaby go z korzyścią dla siebie lub swojego zespołu i podziel się linkiem do nagrania.

 

Podziel się swoimi przemyśleniami – tutaj na portalu, lub na naszym profilu na LinkedIn.

Zapraszam Cię do zapisania się na newsletter i obserwowania profilu na LinkedIn. Subskrybuj też kanał O Krok Do Przodu na wybranej platformie i dziel się ze znajomymi.

 


Materiały i źródła wymienione w odcinku


 

O gościni

Nazywam się Karolina Szadkowska i jestem certyfikowanym trenerem biznesu, coachem i psychologiem. Kolejność nie jest przypadkowa, ale to za chwilę. Na co dzień facilituję sesje szkoleniowe oraz prowadzę różnego rodzaju inicjatywy rozwojowe w globalnym środowisku korporacyjnym. Pracuję głównie online, co jest związane ze specyfiką tego typu pracy, a uczestnicy moich sesji są zlokalizowani w różnych zakątkach świata.

W głównej mierze pracuję z liderami organizacji. Skupiamy się na rozwoju umiejętności liderskich. Pracuję również ze specjalistami — dotykamy różnych obszarów z zakresu tzw. soft skillsów. Pracujemy nad komunikacją, rezyliencją, nad rozwiązywaniem problemów, udzielaniem feedbacku i całą gamą innych tematów.

 

Z sali szkoleniowej do świata online

Chcę wrócić do pewnego momentu z przeszłości — czasu, gdy pracowałam w korporacji, na stanowisku związanym z rozwojem i szkoleniami pracowników. Moim codziennym obowiązkiem było prowadzenie sesji szkoleniowych na sali. Fizycznie byłam obecna niemal każdego dnia — sala szkoleniowa była moim miejscem pracy.

I nagle — pandemia. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Biznes oczekiwał, że sesje będą kontynuowane, ale usłyszałam jasno: „Nie możesz już przychodzić do biura. Nie możemy organizować spotkań stacjonarnych”.

Zostałam sama. Trenerka z tematami, wiedzą i doświadczeniem — zmuszona do przeniesienia swojej pracy do online’u. Bez wsparcia, bez strategii, bez zaplecza technicznego. Bez know-how. I w dodatku z ogromnym poczuciem samotności. Spotkałam się z własnymi trudnościami. Było mi naprawdę ciężko. Próbowałam przetrwać, tak jak wszyscy inni wtedy — na własną rękę.

Zaczęłam działać. Z pozytywnym nastawieniem: „Spróbujmy. Coś wymyślę po drodze.” Działałam intuicyjnie. Uczyłam się wszystkiego od zera — obsługi narzędzi, prowadzenia sesji online. Ale miałam wrażenie, że jestem w tym sama. Uczestnicy sesji, choć fizycznie obecni na liście, byli nieobecni duchem. Kamery wyłączone. Cisza. Brak reakcji. Żadnej informacji zwrotnej.

To było bardzo trudne. Dosłownie czułam, jak rozbijam się o ścianę. Wyobraź sobie: jestem tam, próbuję, pracuję. Mam przed sobą liderów, ale nie wiem, czy naprawdę są ze mną. Nie widzę ich, nie słyszę, nie czuję ich obecności.

To wszystko nie tyle frustrowało — to mnie podcinało skrzydła. Z czasem doszłam do wniosku, że nie dam rady pracować w ten sposób na dłuższą metę. Zaczęło to mieć negatywny wpływ na moją kondycję psychiczną.

 

Kryzys i zwrot w stronę digital learning

Tym bardziej, że równolegle sama również dryfowałam. Tkwiłam w poczuciu odłączenia, samotności, braku wsparcia. I w konsekwencji — z czasem, i chcę to jasno zaznaczyć w naszej rozmowie — zrezygnowałam z tej pracy. Odeszłam z przekonaniem, że nie potrafię ludziom pomóc. Że nie mam wystarczającej wiedzy ani umiejętności, by pracować w ten sposób na dłuższą metę. Że to, co robię, nie przynosi efektów. Czy że nie ma w tym wartości — ani dla mnie, ani dla uczestników.

Ta decyzja była trudna, ale otworzyła nową ścieżkę. Zdecydowałam się zwrócić ku digital learning, który wtedy — jak doskonale pamiętasz — zaczął zyskiwać na znaczeniu. Organizacje masowo zaczęły eksplorować alternatywy dla tradycyjnych szkoleń stacjonarnych.

Równolegle rozpoczęłam intensywną pracę nad własnymi kompetencjami. Ten mój kryzys zaufania do skuteczności szkoleń online zbiegł się bowiem z jeszcze głębszym kryzysem — brakiem wiary w sens i skuteczność szkoleń w ogóle.

 

Od kryzysu do przełomu 

Myślę, że byłam w tym kryzysie już wcześniej. Już wtedy, kiedy pracowałam z ludźmi na sali. Zaczęłam zauważać, że to, co robię, nie jest do końca skuteczne. Owszem, dzieliłam się wiedzą, prezentowałam konkretne koncepcje, ćwiczyliśmy pewne umiejętności… ale później uczestnicy wychodzili z sali i wracali do tych samych schematów. Tych samych rutyn. Tych samych zachowań.

Brakowało mi wtedy narzędzi, brakowało wiedzy. Spotykałam się z reakcjami liderów, które rozumiałam, a które jednocześnie mnie przytłaczały. Na przykład: „To, co mówisz, nie ma zastosowania w naszej rzeczywistości”. I ja naprawdę to czułam. Rozumiałam ich punkt widzenia. Ale równocześnie czułam, że nie potrafię im pomóc. Bo nie wiedziałam, jak mogłabym to zrobić.

W szkoleniach tradycyjnych brakowało mi podejścia indywidualnego. A narastające przekonanie, że jeden format ma działać dla wszystkich, stało się dla mnie coraz bardziej niewygodne. I coraz mniej prawdziwe.

Mimo wszystko — ja bardzo chciałam to robić. Miałam (i nadal mam) ogromną pasję do pracy rozwojowej. Sam fakt, że dziś tu jestem, rozmawiam o tym, to najlepszy dowód. Ale potrzebowałam czasu, przestrzeni i pracy nad sobą, by zrozumieć, jak mogę to robić inaczej. Tak, by to miało sens. I dla uczestników, i dla mnie.

Dziś jestem w miejscu, gdzie na co dzień pracuję zdalnie, rozwojowo, z ludźmi z całego świata.

Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć: te sesje mają wartość.

Nie myślę już: „Online to gorsza wersja”, albo „W online się nie da”. Nie. Po prostu wiem i uznaję, że to inny sposób pracy. Inna forma interakcji. I mam do tego ogromny szacunek i pokorę. To nie jest lepsze ani gorsze. To jest po prostu inne.

Mając tę świadomość, korzystam z możliwości, które daje zdalna forma pracy. Po to, żeby uczestników angażować. Po to, żeby rzeczywiście coś z tych spotkań wynieśli. Żeby nie tylko usłyszeli coś wartościowego, ale też wyszli z planem działania. Żeby ich praca się zmieniała — a dzięki temu i jakość ich życia. Bo przecież dobrze wiemy, że jedno wpływa na drugie.

 

Punkt zwrotny – nowe podejście do szkoleń

Trudno mi wskazać jeden, konkretny punkt zwrotny. Myślę, że to była raczej droga — suma wielu kroków, wielu doświadczeń. Przede wszystkim to konsekwencja mojej własnej pracy nad sobą. Tego, że przez długi czas rozwijałam się, uczyłam, zdobywałam nowe kompetencje, wzbogacałam swoje umiejętności i poszerzałam — nazwijmy to — swój koszyk trenerski.

Ogromną rolę odegrało doświadczenie, ale też to, że nauczyłam się korzystać z narzędzi, które mamy dziś do dyspozycji w pracy zdalnej. A jest ich naprawdę wiele. Trzeba je tylko poznać i zrozumieć, jak je wykorzystać.

Nie bez znaczenia była też moja pasja. Ona wróciła. A może raczej — zawsze tam była, tylko potrzebowała nowej formy. Dziś naprawdę czuję, że mam do tej pracy predyspozycje. I że daje mi ona ogromną radość. Lubię to, co robię. Lubię pracować w ten sposób.

Ogromnie pomogło mi też to, że weszłam głębiej w siebie — że poznałam i zrozumiałam własne przekonania, że je przepracowałam, że lepiej poznałam siebie. Uzupełniłam to wiedzą psychologiczną, co pozwoliło mi lepiej rozumieć mechanizmy ludzkich zachowań.

Dziś jestem w miejscu, w którym mogę to wszystko połączyć. Mam wiedzę, mam narzędzia, mam doświadczenie — i jestem dzięki temu dużo bardziej uważna i elastyczna. Lepiej rozumiem, co się dzieje z ludźmi — nawet jeśli widzę ich tylko przez ekran.

 

Jak kompetencje trenerskie działają także online

Myślę, że bardzo wiele aspektów mojej pracy szkoleniowej — mówiąc ogólnie — pozostaje niezmiennych. Zmieniły się tylko formy, do których zaczęłam wplatać nowe elementy. Dlatego właśnie, jak może pamiętacie, mówiłam wcześniej, że najpierw byłam trenerką. Potem zostałam coachem, a na koniec uzupełniłam wszystko wiedzą psychologiczną — i to ukształtowało mnie zawodowo na nowo.

Ale sedno mojej pracy — jej sens, podejście, intencje — nie zmieniło się aż tak bardzo. Praca face to face i praca zdalna różnią się oczywiście tym, że nie jesteśmy ze sobą fizycznie. Nie ma tej bezpośredniej, niewerbalnej interakcji. Ale wiele fundamentów pozostaje tych samych. Wciąż obowiązują te same zasady dobrej pracy z ludźmi. Wciąż ważne są uważność, zaangażowanie, dobre przygotowanie, otwartość.

I powiem więcej — dziś jestem już w takim miejscu, gdzie z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że potrafię nawiązać relację również online. Potrafię zadbać o komfort uczestników — indywidualnie, ale też grupowo. Pomóc im poczuć się częścią zespołu, stworzyć przestrzeń do pracy, do rozmowy, do refleksji. Potrafię zarządzać procesem. Być obecna i uważna na dynamikę, która dzieje się nawet wtedy, kiedy widzimy się tylko przez ekran.

Bo to są właśnie te same umiejętności, które rozwijałam już wcześniej — prowadząc sesje na żywo, na sali.

 

Trzy etapy ewolucji trenerki

W tej wielkiej ewolucji słyszę takie trzy warstwy.

  1. Pierwsza warstwa to właśnie ta warstwa narzędzi — takich technicznych aspektów pracy.
  2. Druga warstwa, o której mówisz, to warstwa takiej wytrwałości. Że nie przesiadłaś się na całkiem inny obszar — coś Cię trzymało w tym obszarze pracy z ludźmi, edukacji. Widziałaś w tym pewnie jakiś głębszy sens, dlatego przy tym wytrwałaś. Ten aspekt pojawił się może trochę między wierszami.
  3. I trzeci aspekt, o którym mówiłaś, to zmiana Twojego własnego mindsetu — praca nad Tobą samą.

 

Zmiana mindsetu — postrzeganie pracy zdalnej, grupy, roli trenera

Kiedy o tym myślę, to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to świadomość. To, że na początku — zwłaszcza w tej sytuacji, o której rozmawiałyśmy, kiedy miałam okazję podzielić się tym, co się działo ze mną zawodowo, gdy wybuchła pandemia — ja nie do końca rozumiałam, co się ze mną dzieje i przez co przechodzę. Tak samo jak nie do końca rozumiałam, przez co mogą przechodzić ludzie, z którymi na co dzień współpracowałam.

Więc tutaj powiedziałabym na pewno o samoświadomości, ale też o refleksji nad sobą — nad tym, jakie mam preferencje, w jaki sposób lubię się komunikować, jaka jestem jako osoba, jaka jest moja osobowość i jakie to ma konsekwencje. Jaki to ma wpływ na moje interakcje z innymi ludźmi.

Dziś ta głęboka świadomość jest ze mną obecna i bardzo mi pomaga. Pomaga mi być dużo bardziej wyrozumiałą, bardziej otwartą, bardziej — jeśli to ma sens — przygarniającą inne perspektywy. Inne punkty widzenia. Inne przekonania.

I teraz jestem w takim momencie, że ja z tym nie walczę. Ja tego nie kwestionuję. Ja to uznaję. I na tym próbuję budować — dla siebie i dla innych.

 

Sprzyjające przekonania, które pomagają w angażujących sesjach online

Dla mnie jest kilka przekonań, których odpuszczenie okazało się przełomowe. Najważniejsze z nich? To, że:

Nie jestem odpowiedzialna za rozwój uczestników sesji szkoleniowych.

Oczywiście — pełnię określoną rolę i mam z nią związaną odpowiedzialność. Ale tak naprawdę to uczestnicy są odpowiedzialni za to, czy nastąpi zmiana w ich zachowaniach. Ta zmiana wymaga ich energii, zaangażowania i często wytężonej pracy.

Wbrew temu, co czasem słyszę od osób, które obserwują moją pracę z zewnątrz, a nie znają jej „od środka” — to nie jest łatwa robota. Nie wystarczy „pogadać” z ludźmi, pokazać slajd i mieć sprawę z głowy. Choć teraz mówię o tym z dystansem i żartem, za tą pracą stoi mnóstwo przygotowania i odpowiedzialności.

Z czasem wypracowałam w sobie inne podejście. Inne nastawienie do sesji i do mojej roli. Nie myślę już o sobie jako o „pani trenerce”. Coraz częściej, już na początku spotkania, mówię uczestnikom wprost, jak rozumiem swoją obecność i jaką mam intencję w tym procesie: Nie jestem tu po to, żeby wam coś powiedzieć, przedstawić model i stwierdzić: róbcie tak, to zadziała. Bo to tak nie działa.

Oczywiście — dzielę się wiedzą, pokazuję narzędzia, modele, inspiracje. Ale bardziej niż nauczycielką czuję się przewodniczką. Osobą, która wspiera w odnalezieniu indywidualnych odpowiedzi. W kontekście konkretnej rzeczywistości, w jakiej uczestnicy funkcjonują.

Nie ma dwóch takich samych osób. Nie ma dwóch takich samych sytuacji. Predyspozycje, doświadczenia, wartości, style komunikowania się — to wszystko wpływa na to, jaka odpowiedź będzie właściwa dla danej osoby, w danym momencie.

I właśnie ta zmiana — od „przekazywania wiedzy” do wspólnego odkrywania — to największa transformacja, jaka zaszła w moim podejściu do pracy szkoleniowej.

 

Zaangażowanie na różnych etapach szkolenia 

Podzieliłabym to, co robię, na kilka obszarów — związanych z etapami prowadzenia sesji szkoleniowej. Czyli:

  1. Etap przygotowania — to, co dzieje się jeszcze przed sesją. W zależności od tego, czy to jednorazowe spotkanie, część większego programu, czy bardziej złożona inicjatywa rozwojowa.
  2. Komunikacja przed sesją — czyli co uczestnicy wiedzą, czego się spodziewają, na co są przygotowani.
  3. Sama sesja — jak prowadzę spotkanie, jak pracuję z grupą, by zapewnić zaangażowanie i dać maksymalną wartość.
  4. Działania po sesji — bo przecież na tym się nie kończy.

 

Zacznę bardzo krótko od etapu przed sesją, bo uważam, że to, czy i jak ludzie się zaangażują, zaczyna się długo wcześniej. To właśnie wtedy kształtuje się ich nastawienie.

Nie będę teraz wchodzić w szczegóły — wiadomo, trzeba przeprowadzić analizę potrzeb, dopasować treści, kontekst i język do grupy. Ale jeśli chodzi o samo zaangażowanie, kluczowe jest to, jaką informację przekazujemy uczestnikom z wyprzedzeniem. Przykład? Komunikat typu: „Słuchajcie, podczas sesji porozmawiamy o tym i o tym. Oto plan. Takie tematy będą poruszane.”

I co najważniejsze: jasne oczekiwania wobec uczestników. Co ich czeka, jaka będzie forma spotkania, jaka rola zostanie im przypisana. To wszystko buduje przestrzeń, w której łatwiej się zaangażować.

Już na etapie zaproszenia możemy jasno zakomunikować uczestnikom, czego się spodziewać: że sesja będzie interaktywna, że oczekujemy ich przygotowania i aktywnego udziału. Można napisać wprost: „Słuchajcie, przygotujcie się — podczas sesji planujemy interakcje, dyskusje, konkretne aktywności. Warto, żebyście byli gotowi do włączenia kamer.”

Chodzi o to, żeby wyposażyć uczestników w potrzebną wiedzę z wyprzedzeniem.

Dać im czas i przestrzeń, by mogli się przygotować — nie tylko mentalnie, ale też fizycznie. Żeby mogli zawczasu zarezerwować sobie ten czas w kalendarzu i stworzyć sobie komfortowe warunki do udziału.

I tu pojawia się dla mnie bardzo ważna kwestia — to wszystko musi się wydarzyć odpowiednio wcześnie. Bo naprawdę frustruje mnie, kiedy zaproszenia na sesje szkoleniowe przychodzą na ostatnią chwilę.

Dobrze wiemy, jak wygląda dzisiejsza codzienność — kalendarze są napięte, spotkanie goni spotkanie, obowiązki się piętrzą. Dlatego tak istotne jest, żeby komunikacja była jasna, konkretna i wcześniejsza. To pierwszy moment, kiedy możemy zadbać o uczestników — i to dosłownie.

 

Jak przygotować uczestników do udziału w sesji

Dobrze jest zachęcić uczestników, by zadbali o swoje otoczenie — tak, żeby ograniczyć rozpraszacze i zapewnić sobie możliwość aktywnego udziału w sesji. Warto uprzedzić: „Postarajcie się być w spokojnym miejscu, w którym możecie włączyć się do rozmowy — bez hałasów w tle.”

To drobiazgi, które robią ogromną różnicę. I warto o nich mówić z wyprzedzeniem — nie tylko po to, żeby mieć „spokój na sesji”, ale przede wszystkim po to, żeby zadbać o komfort i doświadczenie uczestników. Bo to właśnie troska o uczestnika jako osobę buduje zaufanie i atmosferę współpracy.

Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie to naprawdę doceniają. Sama bardzo doceniam, kiedy ktoś daje mi jasne instrukcje i pozwala przygotować się z wyprzedzeniem — i widzę, że inni uczestnicy mają podobnie.

Co więcej — dobrze przygotowani uczestnicy to nie tylko większy komfort dla trenera, ale też większa szansa na zaangażowaną, wartościową interakcję. A to działa na korzyść wszystkich stron.

 

Sposoby na budowanie zaangażowania w takcie sesji

Pierwsze wrażenie — niby banał, ale jednak ogromnie ważna sprawa. To, jak zaczynamy sesję, naprawdę ma znaczenie. W wirtualnym środowisku to szczególnie istotny moment, ponieważ właśnie wtedy uczestnicy decydują, czy będą nam ufać, czy zechcą za nami podążać, czy też przyjmą bierną postawę.

Ten początek to nie tylko okazja do zbudowania własnego wizerunku, ale przede wszystkim moment, w którym możemy zamodelować pewne zachowania i pokazać, że szkolenie to nie monolog.

Często mówię wtedy: „To jest także wasza odpowiedzialność. My jesteśmy tutaj razem. Taka jest moja rola, takie mamy cele szkoleniowe. A dziś będę wam zadawać pytania”.

Już na początku opowiadam, jak będzie wyglądać sesja: będzie praca indywidualna, praca w grupach, czas na refleksję i otwartą dyskusję. Staram się też od razu włączyć czat jako aktywne narzędzie komunikacji. Zanim sesja się oficjalnie zacznie, gdy uczestnicy się logują, zaczynam z nimi rozmowę na czacie. Pytam: „Skąd się łączycie i która jest u Was godzina?”. To banalne pytanie działa zaskakująco dobrze — pomaga budować relację, włącza ludzi do rozmowy i od razu sygnalizuje, że czat będzie ważnym kanałem komunikacji. Ktoś wspomni o słońcu w Lizbonie, ktoś inny o ulewie w Warszawie — i zaczyna się naturalny small talk. Ja w tym czasie delikatnie modeluję zachowanie, pokazując: „Słuchajcie, czat to ważne narzędzie — korzystajcie z niego”.

Zawsze też jasno komunikuję: „Jeśli z jakiegoś powodu nie chcecie lub nie możecie zabierać głosu, nie ma problemu — piszcie na czacie. Każdy głos się liczy”. Jako facilitatorka jestem bardzo uważna na to, co dzieje się na czacie, i aktywnie wnoszę te wypowiedzi do rozmowy na głos. To nie tylko buduje relację, ale też zwiększa zaangażowanie grupy.

 

Wirtualne możliwości — i jak z nich korzystać

W trakcie sesji online angażuję różne możliwości, które daje interakcja wirtualna i które oferują funkcje aplikacji, z których korzystamy — jak czat, reakcje, podnoszenie ręki, kamera i mikrofon. Zawsze proszę uczestników, żeby korzystali z tych narzędzi. Już na początku robię krótkie wprowadzenie — może zbyt szumnie nazywam to „szkoleniem” — ale po prostu pokazuję, jak z nich korzystać. Tym bardziej, że nie wiemy, jaki poziom umiejętności technicznych mają nasi uczestnicy. Ich doświadczenie z technologią może być bardzo różne, dlatego warto to oswajać, tłumaczyć i modelować.

Nie chodzi o to, żeby wszystko działało perfekcyjnie, ale o to, żeby każdy czuł się komfortowo. Kiedy uczestnicy mają poczucie bezpieczeństwa — zarówno technicznego, jak i emocjonalnego — są bardziej otwarci i chętniej się angażują. I właśnie na tym mi zależy najbardziej.

 

Technologia pomagająca w zaangażowaniu

Zauważyłam, że w przypadku pracy na platformie Teams, zwłaszcza korzystanie z reakcji — takich jak emotki, uśmiech, serduszko czy oklaski — wciąż nie jest codzienną praktyką biznesową. A szkoda! Teams dosłownie podaje nam to na talerzu, zachęca do korzystania z tych funkcji, a mimo to w wielu organizacjach nie są one w pełni wykorzystywane.

Z mojego doświadczenia wynika, że gdy uczestnicy reagują na wypowiedzi innych za pomocą takich prostych środków wyrazu, to działa to niezwykle wzmacniająco. Szczególnie widoczne jest to w pracy z grupami z Azji — tam dawanie i otrzymywanie wsparcia od grupy ma wyjątkowo dużą wartość. Ale nawet w innych kontekstach coś tak prostego jak pytanie: „Czy wy też tak macie?” i pojawiający się w odpowiedzi podniesiony kciuk robi różnicę. Od razu widać, że ktoś jest po drugiej stronie, że słucha, że się identyfikuje.

To samo dotyczy czatu — który dla mnie naprawdę jest ogromnym zasobem. Mam wrażenie, że część trudnych doświadczeń ze szkoleniami online wynika z prób mechanicznego przeniesienia schematów ze świata stacjonarnego. Na przykład: klasyczna rundka po ćwiczeniu. Jeśli mamy 15 uczestników i każdy mówi po kolei, to nagle pół godziny znika, a dynamika siada. I zamiast wartościowej wymiany mamy monotonię.

Tymczasem czat daje nam potężną alternatywę. Możemy zadać to samo pytanie wszystkim naraz, zebrać 15 odpowiedzi w trzy minuty, a następnie wybrać jedną czy dwie, które warto rozwinąć na głos. Reszta grupy widzi, co napisali inni, odnosi się do tego, inspiruje. To ogromnie wzbogacające — i oszczędza czas.

Mam wrażenie, że mamy jeszcze taki mentalny nawyk, że komunikacja online musi oznaczać rozmowę na głos. Tymczasem nie do końca tak jest. I właśnie przez to często nie wykorzystujemy potencjału narzędzi, które mamy pod ręką. Brakuje balansu między formami komunikacji. A szkoda, bo to właśnie ten balans może sprawić, że sesja stanie się bardziej dynamiczna, wciągająca i dopasowana do różnych stylów uczestników.

 

Ograniczony czas – jak zaprojektować sesję?

To, co przyszło do mnie jako refleksja, to świadomość, jak bardzo ograniczony mamy czas. Bo żeby sesje były jędrne i angażujące, nie mogą być zbyt długie. To kluczowy element, o którym warto wspomnieć. Z jednej strony nie możemy sobie pozwolić na przeciąganie — z drugiej, jako facilitator mam też określony zakres tematyczny do zrealizowania. Moją odpowiedzialnością jest zadbanie o to, byśmy poruszyli wszystkie zagadnienia zgodnie z planem. Niezależnie od tego, czy pracujemy online, czy w sali szkoleniowej — cele szkoleniowe pozostają niezmienne.

Dlatego w sytuacjach, kiedy grupa jest mniejsza i widać, że jest otwartość, chętnie sięgam po rundki. Uważam, że nawet w świecie zdalnym budowanie relacji jest fundamentem dobrej pracy. Oczywiście, robię to tylko wtedy, kiedy mamy na to czas i przestrzeń — i zawsze w sposób przemyślany. Rundki muszą być dostosowane do kontekstu. Nie możemy pozwolić, by jedna wypowiedź zamieniła się w pół godziny monologu. Dlatego zadaję konkretne, zamknięte pytania, jak: „Przedstaw się w jednym zdaniu”, „Jakie masz dziś nastawienie do spotkania?”, „Jak się dziś czujesz? Jaki jest Twój poziom energii?”.

Czasem sięgam też po lekkie i zabawne formy — na przykład proszę uczestników, by wrzucili gifa, który oddaje ich nastrój. To świetnie działa — pozwala mi zrozumieć, w jakim stanie jest grupa, a jednocześnie wprowadza odrobinę luzu i buduje klimat. Pojawia się śmiech, reakcje, interakcja. Ludzie zaczynają się oswajać ze sobą. Ten element zabawy jest dla mnie ważny — pokazuje uczestnikom, że jesteśmy tu razem, po coś, ale też że możemy zadbać o to, by ten czas był dla nas po prostu dobry. Żeby był przyjemny i jednocześnie konstruktywny.

Dla mnie facylitacja spotkania to nie tylko realizacja programu. To również stworzenie i zabezpieczenie przestrzeni dla ludzi.

Takiej przestrzeni, w której mogą się zatrzymać, przyswoić nowe koncepcje, pomyśleć, zadać sobie ważne pytania. A idealnie — jeśli na koniec zaplanują konkretne działania na przyszłość. I jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz — poczucie psychologicznego bezpieczeństwa. Żeby ludzie czuli się dobrze, mile widziani, docenieni. Tacy… po angielsku powiedziałabym: empowered.

 

Komfort i bezpieczeństwo — fundamenty zaangażowania

Myślę, że psychologiczne bezpieczeństwo jest absolutnie kluczowe, jeśli chcemy, żeby ktoś poczuł się na tyle swobodnie i bezpiecznie, by rzeczywiście się zaangażować. Pracuję nad tym dokładnie tak samo, jak w interakcjach na żywo. Nie oceniam, nie krytykuję. Zapraszam do dzielenia się opiniami, zadaję pytania, doceniam wypowiedzi uczestników i buduję na nich. Staram się moderować dyskusję, facylitować cały proces z uważnością na komfort grupy.

Nawet w warunkach zdalnych obserwuję język ciała — oczywiście w ograniczonym zakresie, bo nie zawsze widzimy się na kamerze, a przekaz jest siłą rzeczy zawężony — ale mimo to, wiele jestem w stanie zauważyć i przede wszystkim poczuć. Działam na poziomie emocji, również w online. I chcę to podkreślić: to jest dla mnie naprawdę ważne.

W pracy zdalnej równie istotny jest komfort uczestników. Skupiam się na nich indywidualnie, mam baczenie na dynamikę grupy, obserwuję procesy uczenia się. Ale ważny jest też mój własny komfort. Wszyscy jesteśmy równi. Wszyscy jesteśmy okej. Dlatego dbam o przerwy — co, w świecie wirtualnym, wcale nie jest oczywiste. Sama często uczestniczę w spotkaniach i szkoleniach, które trwają długo bez choćby chwili przerwy, co uważam za szkodliwe. Dlatego staram się zabezpieczać ten czas dla nas wszystkich. Po prostu — stawiam na komfort.

Bo bez tej przerwy mózg się wyłącza. Nie ma mowy o zaangażowaniu. A ludzie naprawdę to doceniają. I wtedy poziom energii jest zupełnie inny — bardziej zrównoważony, bardziej wspierający. Jeśli zależy nam na prawdziwym zaangażowaniu, musimy zadbać o komfort uczestników. I, co równie ważne, o własny.

 

Jak rozpoznać dobrego trenera?

Dla mnie bardzo istotne jest to, czy dana osoba zadaje pytania — i jakie to są pytania. To, co ktoś uznaje za ważne, daje nam duży wgląd w to, jak pracuje. Już na tej podstawie można często wywnioskować, czy trener prowadzi sesje w sposób angażujący, czy raczej w formie jednostronnego monologu. Ale to oczywiście nie wszystko.

Ja sama, rozmawiając z potencjalnym trenerem, również zadawałabym pytania. Na przykład: „W jaki sposób pracujesz? Jak planujesz zadbać o zaangażowanie uczestników, uwzględniając różnorodność w grupie?” I mam tutaj na myśli różnorodność w stylach komunikowania się, stylach uczenia się, indywidualnych preferencjach i predyspozycjach.

Zapytałabym też: „Jak zamierzasz włączać osoby neuroatypowe? Co planujesz zrobić, żeby uwzględnić ich potrzeby i zadbać o wszystkich uczestników?” Bo — nie wiem, czy to wcześniej wybrzmiało — ale ja nie jestem zwolenniczką podejścia, w którym jeden format ma być odpowiedni i wartościowy dla każdego. Dlatego sama stosuję podejście mieszane — blenduję różne opcje.

Dbam o to, by w sesji była przestrzeń zarówno na wypowiedzi ustne, jak i na pisanie. Przewiduję elementy pracy indywidualnej, ale też takie, które pozwalają uczestnikom pracować we własnym tempie i stylu. Dla osób, które potrzebują więcej czasu na przetwarzanie treści, przygotowuję dostęp do materiałów po sesji, tak aby mogły wrócić do nich na spokojnie i indywidualnie z nimi popracować.

I właśnie o to bym pytała — o realne przykłady dotyczące metod pracy. Interesowałby mnie nawet szczegółowy plan: nie tyle w kontekście treści czy celów szkoleniowych, ale konkretnie — jak trener zamierza pracować? Jakich narzędzi chce użyć? Jakie aktywności planuje? To są rzeczy, które chciałabym usłyszeć.

 

Kamery – włączone czy niekoniecznie?

Ja osobiście nie zmuszam ludzi i nie mówię im wprost, żeby włączyli kamery. To, co robię, to staram się prowadzić sesję w taki sposób, żeby to oni sami chcieli to zrobić. A jeśli tego nie robią — akceptuję fakt, że być może nie mogą albo po prostu nie chcą, z różnych powodów. I nie mnie to oceniać.

Wielokrotnie, zdarza się, że nie widzę niektórych osób na kamerze, ale mimo to wiem i czuję, że są zaangażowane. Słyszę ich głosy, widzę wypowiedzi na czacie, obserwuję reakcje — na przykład poprzez emotki czy inne interaktywne funkcje, o których wcześniej rozmawiałyśmy. Tak, są z nami. Są obecne. I ja to wiem.

Właśnie na tym wolę się skupiać, niż na ciągłym powtarzaniu: „włączcie kamery”. Bo z doświadczenia wiem, że taki komunikat może czasem zadziałać odwrotnie niż zamierzamy — wywołać opór albo poczucie dyskomfortu, zamiast zachęcić.

 

Dziękuję!

 

 

Photo by Chris Montgomery on Unsplash

Img
Nie przegap nowych treści! Bądź zawsze O Krok Do Przodu
Zapisz się na mój newsletter i otrzymuj powiadomienia o nowych artykułach i podcastach. Nie zapomnij potwierdzić subskrypcji klikając w maila, którego ode mnie dostaniesz - dopiero wtedy naprawdę znajdziesz się wśród odbiorców :-)

Skomentuj podcast

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*